środa, 30 listopada 2011

DOBRE ZŁE WRAŻENIE!

Z cyklu należą do mnie bo przejawiam wszystkie objawy zakupoholizmu...

Kupiłam 3 kolejne sezony Simpsonów (7,8,9). W zimę fajnie mi się je ogląda. Woody Allen. Znowu. Wiadomo. Poza tym dwie ksiązki Cobena bo mam z nim zaległości. Szczególnie Klinika Śmierci mnie zachęca! Ukradłam szary sweter Hilfigera należący do E. Tak samo jak nauszniki Ugg (są mega mega boskie!) i kupiłam sobie szalik Hilfigera gdyż jestem zachwycona iż nie jest z akrylu! Wohoo! I starbucks. Kupuje zawsze gdy wychodzę z domu. Nie potrafię sobie odmówić. Do tego stopnia, że sprzątając z grubsza znalazłam 27 kubków a E. nieustannie znajduje je także u siebie po kątach. To nie tajemnica, że jestem bałaganiarą! ;D

Skończyłam projekty. Tzn. mam zatwierdzoną całą kolekcje. Jako pierwsza na roku :) Radości tej nie psuje mi nawet fakt, iż zrąbała mi się maszyna właśnie teraz jak mi jest najbardziej potrzebna. Oddałam ją do naprawy ale jednocześnie zastanawiam się czy nie czas kupić nowej. Na razie niech naprawią, jeśli się popsuje znowu to kupie nową. Bez żalu. Przyznaje, że jestem do niej przywiązana. Wiele ze mną przeszła. Poza tym skończyliśmy z E. oglądać 7 sezon House'a. Bardzo bym chciała czasem zrobić to co on w ostatniej scenie ostatniego odcinka. Czasem właśnie mam ochotę żeby zrobić totalna demolkę a następnie wyjechać na Karaiby xD Czasem ponieważ szczególnie ostatnio jestem po prostu szczęśliwa choć może to dość niepopularne pisać o tym na blogu? Nigdy nie widziałam, żeby ktoś pisał, że jest szczęśliwy... Nie mamy z E. planów na święta, nie jesteśmy pewni nawet czy E. nie będzie miał dyżuru. To jest dość prawdopodobne. E. chce w styczniu jechać w Alpy, ja bym wolała pojechać gdzieś gdzie jest cieplej xD ale się zgodzę bo i tak ciągle jest tak jak ja chce a E. zaraz oświadczy, że on też nie chce Alp. Ja chyba przez niego łagodnieje. Nie wiem czy to dobrze. W każdym razie jak zacznę przeginać to liczę, że ktoś mnie w czaszkę uderzy. Mocno. Ahhh, mając na uwadze, że nie mam chwilowo maszyny ogłaszam, że mam tydzień wolnego ;D

I Natalie na koniec. Jedna z moich ulubionych piosenek. Szczególnie ostatnio. Wspominałam jak bardzo jestem szczęśliwa? ;D

sobota, 12 listopada 2011

INSPIRACJA



Kraina Czarów zmieniła się w Kosmos. Bywa. Mam dobre przeczucia ogólnie choć jednocześnie ciągnie mnie do gejszy/chin/japonii/florystyki. Mam kilka szkicy ale pokaże za kilka dni. Powinnam też zrobić tą tablice ręcznie ale jeszcze się waham bo przeraża mnie trochę bieganie po mieście... Chyba nawet chce ją zrobić. Może wtedy pani T. będzie się mniej czepiać? Pani T. Jest taki film z moją ulubioną Katie. Jak wykończyć Panią T.? Normalnie czuje się jak Leigh Ann...

poniedziałek, 31 października 2011

NAJPOTRZEBNIEJSZE RZECZY (ha ha ha)

Te rzeczy należą do mnie...

Ok. Nie wiem dlaczego kupiłam 3 torebki. To znaczy wiem. Były tanie. Nie szkodzi, że za cenę tych trzech kupiłabym jedną porządną. To w ogóle nie ma znaczenia. Naliczyłam, że mam 35 torebek w Poznaniu. W Warszawie co najmniej drugie tyle. Nie wiem po co mi 70 torebek. Nie potrafię się z tego wytłumaczyć. Lakiery Chanel. Sztuk dwie. Nie kupiłam ich. Dostałam od Królowej Śniegu gdyż ona zmieniła o nich zdanie. Nie wiem czemu. Ani razu ich nie użyła. Hmmm... ten problem z torebkami może być jej winą. Miałam nienajlepsze wzorce widocznie. Woody Allen. Czy można nie kupić Woodyego? Niemożna. Portfolio. Potrzebne. Choć dopiero jutro zaczynam ostro pracować. Ale potrzebne! House. Premiera dopiero 17 więc przyjdzie jakoś 25. Trudno. To przecież House. Okulary Ray Ban. Model Jackie Ohh. Prezent od mamy E. Nie jestem na tyle szurnięta aby kupować okulary przeciwsłoneczne zimą. Ona natomiast nie ma z tym problemu. Najgorsze jest to, że są boskie. Nie potrafię odesłać. Pod tym względem mam słaby charakter. Mogłaby kupić coś okropnego. Odesłałabym bez zająknięcia i byłabym dumna z siebie. Jackie Ohh. Przecież jeśli je odeśle pomyślą, że ich nie kocham.

Mój tablet wciąż nie ma "ubrania". I muszę przyznać, że rysowanie na nim jest trochę trudniejsze niż początkowo zakładałam. Mam tyle nawyków dłoni, że nawet nie miałam o tym pojęcia. Nie zmienia to jednak faktu, że tablet jest genialny. Artystka natomiast musi zacząć na nim systematycznie ćwiczyć. Myślę, że nie będzie z tym problemu. To sama przyjemność w sumie. Jak będzie mnie słuchał kupie mu tego Marca Jacobsa. :D

Plany na jutro? Zaraz idę się umyć i wskoczyć w piżamę. Obejrzę sobie w łóżku Dannyego Rose z Brodwayu. Rano zamierzam wstać koło 10, zrobić sobie zielonej herbaty i wreszcie zacząć ostro projektować. Czas udowodnić także za pośrednictwem tego bloga, że potrafię coś poza wydawaniem pieniędzy. O 21 natomiast E. kończy dyżur! To będzie piękny dzień. I noc.

wtorek, 25 października 2011

SAMOTNA WYPRAWA

Byłam wczoraj w kinie. Sama. Teoretycznie miała to być samotna wyprawa. W praktyce raczej taka nie była. E. jest w pracy do czwartku. Ja musze zajmować się zatem sobą sama. W praktyce objawia się to przez następujące fakty: nikt nie przynosi mi kawy do łóżka, nikt nie płaci za moje jedzenie z restauracji na wynos, nikt nie kradnie mi jednorazowych maszynek do golenia, nikt nie rzuca we mnie popcornem kiedy udaje obrażoną, nikt nie podejmuje się odpowiedzi na trudne pytania jakie zadaje (np. gdzie jest moja szczotka do włosów!) etc Powinnam pracować dzisiaj. Powinnam ale nie mam weny więc nie mogę. Wczoraj poznałam dwóch kolesi w kinie. Obaj z polibudy. Tak przynajmniej twierdzi choć wyczułam w rozmowie, że mam większą wiedze o bazach mysql niż ten rzekomy student informy z polibudy. Wyglądali dość inteligentnie ale nie wykluczam, że to ściema zasadniczo była. Nieważne. Zasadniczo walić ich bo widziałam prawdopodobnie jeden z najlepszych filmów w swoim życiu. Oryginalny. Inaczej zrobiony. Trochę zalatywało Tarantino ale w trailerze mówili, że tak właśnie będzie. Muzyka była niesamowita chociaż sprowadziła się w sumie do 3 piosenek. Ryan Gosling jest hot jeśli założyć mu papierową torbę na głowę a Carey przypomina mi Michelle Williams z Jeziora Marzeń tylko z 10-15 kg lżejszą. Nieważne. Film był cudowny. Wręcz arcydzieło! Warto było przejechać cały Poznań aby go zobaczyć. Ci kolesie z Kinepolis przypomnieli mi, że są inni faceci oprócz E. Tak się w nim durze, że zupełnie ten fakt został wypchnięty z mojej świadomości. Przypomniało mi się. Nawet się z nimi pośmiałam przez chwile. Potem przypomniałam sobie o E. i kiedy zestawiłam go z nimi wypadli niemal jak plebs. Zwiałam im zatem w sumie bez słowa. Mam nadzieje, że nie są na tyle naiwni aby szukać mnie na facebooku. Bo i tak ich nie dodam do znajomych. Kupiłam zatem dwa kubki ze Starbucksu. Ponieważ E. planował kupić biały kubek Starbucksu a ja znalazłam na ulicy (!!!) 50 zł. Jeden kubek kosztował 25 zł. Idealnie. Przeznaczenie.



Polecam bardzo Drive. Nawet jeśli musicie przepchać się dosłownie na drugi koniec miasta jak ja. Zobaczenie Drive w kinie jest tego warte. Tak bardzo, że prawdopodobnie zrobię to jeszcze raz lada dzień.



Kiedy przyszłam do E. było jakoś po 23 a on wyjmował odłamki szkła z ramienia faceta który miał biceps jak co najmniej obwód moich bioder! Był też zjarany solarium na pomarańczowo i miał obcisłe jeansy (choć przy jego gabarytach chyba trudno o nieobcisłe!). Nic dziwnego, że ktoś mu przywalił szybą w plecy. Tęsknie za E. kiedy on bierze te maratony chociaż fajna jest perspektywa kilku dni wolności później. Tylko kupiłam Woody Allena i nie chce oglądać sama choć mnie on bardzo kusi. Nie. Nie. Nie. Nie ma Woody Allena póki E. nie skończy pracy. Do tego czasu oglądam Mulan! Obie części. Na zmianę.

Cudowna piosenka z Drive.

niedziela, 23 października 2011

PLANY DYPLOMOWE

To tylko luźne pomysły na jakąś większą całość. Nie wiem jeszcze dokładnie co dalej ale tak to się zwykle właśnie odbywa, że nie wiem, nie wiem, nie wiem i nagle jestem zadowolona i skończyłam! Nie pamiętam jakiego słowa użyła pani T. ale chodziło jej abym bardziej popracowała nad konstrukcją (za jakie grzechy?) więc mam misje na nadchodzący tydzień. Bo jak mam być szczera to chciałam zrobić kolekcje "kwiatową" (hahaha) na wzór sukienki z zaliczenia ostatniego semestru ale moja koncepcja nie została zatwierdzona (miłość wśród artystów nie znajduje zrozumienia w takiej formie!). Chciałam bardzo uszyć proste dobre gatunkowo rzeczy ale w mojej szkole to się chyba nie uda. Ma być artystycznie! Jak się mocno wkurzę to będzie bardzo artystycznie! I nawet Lady Gaga tego nie założy!



poniedziałek, 17 października 2011

MOJE SKARBY

Weszłam ostatnio w posiadanie:

I jeśli mam być szczera to nie wszystko. Zegarek Marca Jacobsa w prezencie dostałam od pani P. jaka jest gotowa na wszystko aby zostać moją przyjaciółką :) Kupiłam też około 6 swetrów z wełny na allegro, tanich bardzo, zupełnie nie elitarnych, ale za wszystkie zapłaciłam 300 zł i nie są z akrylu więc jestem dumna z zakupu. Kupiłam też sweter w dziale męskim w Tesco (tak, tak, tak, to nie pomyłka xD), jeśli wierzyć metce to 100% cotton. Tesco przecież by mnie nie oszukało! Zobaczymy po upraniu xD Kupiłam też kurtkę w Promodzie oraz sweter w Zarze za 169 zł a także 6 par skarpetek ciepłych w Pumie. Oficjalnie ogłaszam, że jestem gotowa na zimę!

sobota, 17 września 2011

DOKTOR ŻYWAGO?

Jest po 3 w nocy. Najwidoczniej nie mogę spać. Nie jest mi znana bliżej przyczyna zaistniałej sytuacji. Jednakże moje myśli krążą wokół pewnego chirurga, który właśnie ma dyżur. Myślę ostatnio o różnych sprawach. Różnych. O tym, że Królowa Śniegu ma pokaźne doświadczenie w takim życiu. Dlatego ciekawi mnie czy ona nigdy się nie zastanawiała. Bo ja się zastanawiam. Najwięcej kiedy jestem sama i nie musze się uczyć. Dość często w gruncie rzeczy ostatnimi czasy. Oprócz tego, że targają mną emocje, które czasem mnie przerastają. Zaczyna się od drobnego lęku a kończy na panice, lekka irytacja potrafi w przeciągu kilku sekund stać się furią, nieistotny impuls nagle jest eksplozją pozytywnej energii. Nie wiem jak on to zrobił. Chciałabym wiedzieć. To możliwe, żeby on był aż tak bezbłędny? Czy ja jestem aż tak prosta w obsłudze? Czasami chowam głowę w jego poduszkę bo gdy czuje ten zapach coś wewnątrz mnie się jakby topi. Myślałam o tym długo. Nie ma się co oszukiwać. Nie posiadamy wiele wspólnych cech. Nie potrafię zdefiniować na czym to polega. Stąd właśnie chyba biorą się moje obawy. Tłumacze sobie to po swojemu. Byłam bardzo podobna do D. i męczyłam się z nim. Pod koniec męczyłam się z nim tak bardzo, że aż fikcyjny serial o tym napisałam. Diagnozuje to jako nadmiar podobieństw. Byliśmy zbyt podobni. Aneta się ze mną zgadza. Marysia też. Do tego stopnia, że nazwały nas seks masturbacją. Ekstra. Może po prostu mi odbiło. Może jest na to jakieś lekarstwo? Ale jak mam walczyć z czymś czego nie potrafię zdefiniować? Musiał być jakiś moment w jakim straciłam czujność. Nie wiem kiedy to było. Myślę, że wtedy na naszym tarasie miałam jeszcze całkowitą kontrole. To miała być tylko rozrywka. Nie miałeś dostać aż tyle. I dlatego uważam, że winna jest R. Ona. Nie ja. Nie ty. Ona. R. To przez nią zeszłam z obranej ścieżki. Yezu tylko nie zaczynajcie znowu. Bo nie ważne o co ją prosiłam. Wsadzanie języka do gardła faceta, którego się poznało minutę wcześniej nie jest oczywiste. Nie jest. Nie będzie. Oto zdarzenie jakie zapoczątkowało moją kompromitacje. Każdy głupi pomysł i wydarzenie jakie powołałam wówczas do życia jest konsekwencją traumy po tym jak zobaczyłam jak sobie wzajemnie wylizują gardła. Z desperacji wywołanej wspomnianym faktem kilkanaście dni później sama wzięłam się za lizanie gardła R. Fuj. Nigdy więcej. Nie wiem co ja chciałam sobie czy wam wtedy udowodnić. Powody. Skupmy się na powodach.

Dlaczego?
Ponieważ...
- na ogół nosi koszule i marynarkę
- kręci mnie wschodni akcent, lubię jak przeciąga wyrazy
- zanim zaczyna całować odgarnia mi włosy z twarzy albo po prostu dotyka ich (można by pomyśleć, że ciągle chodzę rozczochrana!)
- bawi się i wkłada ręce w moje włosy jeśli śpię albo leże
- gdy wstaje przede mną i wychodzi zostawia mi kawę na pogrzewaczu jeśli idę na zajęcia albo zieloną herbatę jeśli mam wolne
- często gdy oglądamy coś związanego z medycyną tłumaczy mi co o tym myśli i dlaczego
- staje się zabawniejszy gdy jest zmęczony (jest też całkiem zabawny gdy jest pijany)
- czasem na mnie patrzy jak coś robie (rysuje, maluje, szyje) i się uśmiecha (musze mieć wtedy dziwną minę chyba!)
- rozmawia ze mną, pyta o zdanie, nie kupi niczego jeśli tego nie zatwierdzę (!)
- jest najbardziej opanowanych człowiekiem we wszechświecie i kosmosie, nie jest w ogóle chyba możliwe żeby go zdenerwować (tak, tak, wiele razy próbowałam!)
- być może nieświadomie ale daje mi poczucie, że jestem bezpieczna i nikt mnie nie skrzywdzi
- żyje w przekonaniu, że jestem idealna
- zmusza mnie do oglądania bardzo pozytywnych filmów (wimbledon, 500 dni miłości, spacer po linie)
- nie chciał mnie w pakiecie z R. i K. (dobra, nie twierdze, że to rozumiem ale zasadniczo chyba tym zwrócił jeszcze bardziej moją uwagę)
- i chyba najważniejsze: jest mądry i ma dobre serce.

Jasna cholera, mam przerąbane na wieki.

niedziela, 21 sierpnia 2011

TU I TERAZ.

Po prostu uwielbiam nasz hotel. Uwielbiam spać przy otwartym balkonie i wszystkich oknach. Uwielbiam nawet, że robi mi się zimno w nocy. Uwielbiam room service! [choć E. twierdzi, że on uwielbia bardziej gdyż ja przecież wystarczy żebym spała u niego!]. Jestem rozpieszczana ponoć całe życie ale teraz dopiero czuje się zadowolona z życia. Hotel z zewnątrz wygląda bardzo nieciekawie, ale zapewniam iż są to tylko pozory. Za tymi żółtymi lekko poobdzieranymi ścianami kryje się prawdziwe niebo.





piątek, 19 sierpnia 2011

TAK O NICZYM.

Bezwzględny i okrutny zamęt sprawił, że nie widzę w sumie aktualnie sensowniejszego zajęcia niż pisanie. Mogłabym pisać nowy serial albo rysować komiks. Tak. Mogłabym. Jest to nawet wskazane. Serial jest dobry. Choć nie wymyśliłam jeszcze imienia jednej z ważniejszych bohaterek. Nazwać ją Tasha byłoby przecież aż nazbyt smutne. Nie wiem. Ona nie ma imienia. Może za chwile mnie natchnie. Może. Lotniska nie są zbyt inspirujące. Może później wobec tego. E. proponuje żebyśmy film obejrzeli skoro mamy laptopa [ba! mam w walizce nawet przenośne dvd] ale mi się nie chce oglądać niczego. Zawsze musi być jak ja sobie życzę. Nie pamiętam nawet ile się leci do Włoch ale na pewno krócej niż czeka się na lotnisku więc jak tylko przeżyjemy to czekanie to może wreszcie odpoczniemy sobie? Myślę, że istnieje wciąż taka możliwość.

niedziela, 16 stycznia 2011

COŚ TAM NA POCZĄTEK...

Straciłam poprzedniego bloga dokładnie z pierwszym dniem Nowego roku. Czyż to nie jest wymowne samo w sobie? Nie będę się rozpisywać jak bardzo jest zła (tak! to dość powściągliwe słowo) na B. jaki potrafi być niemalże niczym Czarodziej z Krainy Oz zawsze gdy jestem mu potrzebna albo zupełnie niezaangażowany gdy chwilowo potrzebna jestem mu mniej. Uznawszy, że nie mam ochoty bawić się plikami, które skasowane zostały automatycznie postanowiłam rozgościć się tutaj. Będzie fajnie. Obiecuję.

Tytuł jest przypadkowy aczkolwiek wymowny, niemalże jak cała moja egzystencja. Po prostu zdałam się na los. Albo przypadek. Jak kto woli. Włączyłam ipoda na ślepo. I oto co padło. Dodałam jedno „o” na końcu gdyż wszystko inne zajęte było. Ponoć cokolwiek cytujemy w sztuce powinniśmy dodać coś od siebie. Ja dodałam zatem „o”.