
czwartek, 21 czerwca 2012
RYSOWANIE
Dostałam wczoraj wymarzoną pracę ale nie miałam się z kim tym cieszyć. Wiem, że nikt mnie nie rozumie i już nawet nie mam odwagi marzyć aby ktoś był po mojej stronie. Wczoraj wieczorem rozmawiałam z Gabi. Przynajmniej ona jedna mnie nie krytykowała (powiedziała, że mnie walnie ale nie odbieram tego jako krytyki!). Trochę porysowałam sobie. Projekty mi się średnio podobają ale będę rozwijać tą technikę i w weekend was zatka jak zobaczycie co stworzyłam. A teraz najważniejsze. Kto pójdzie ze mną na Śnieżkę z Charlize Theron? Ok. Wiem. Sama pójdę.

niedziela, 17 czerwca 2012
SZAFA
Czy jest coś przyjemniejszego od seksu niż zakupy? (pytanie retoryczne.) Kupiłam sporo ale to najciekawsze elementy.

beżowa koszula Denim&Supply Ralph Lauren
sukienka Pepe Jeans
okulary Ray Ban Wayfarer
tabletki Cellasene (120 szt)
beżowa spódnica maxi Zara
Vogue (2x brytyjskie, 2x rosyjskie, 2x włoskie)
Poza tym jestem dziś bardzo senna. Chyba ciśnienie musi być mega niskie. E jest w szpitalu więc korzystam z jego nieobecności i tworze jak najwięcej. Akwarele są na topie aktualnie.

beżowa koszula Denim&Supply Ralph Lauren
sukienka Pepe Jeans
okulary Ray Ban Wayfarer
tabletki Cellasene (120 szt)
beżowa spódnica maxi Zara
Vogue (2x brytyjskie, 2x rosyjskie, 2x włoskie)
Poza tym jestem dziś bardzo senna. Chyba ciśnienie musi być mega niskie. E jest w szpitalu więc korzystam z jego nieobecności i tworze jak najwięcej. Akwarele są na topie aktualnie.
sobota, 16 czerwca 2012
NIESPODZIANKA
Pada deszcz. Bardzo pada deszcz za oknem. Teraz przynajmniej wiem na pewno wraz z chwilą gdy Rosja najpierw zremisowała Polską a później wraz z Polską wyleciała z grupy, że nie ma łatwych pieniędzy. Jedynie są pieniądze Królowej Śniegu. Mam dużo pracy przy nowym projekcie w nowej pracy, w dodatku nie potrafię najwyraźniej dogadać się z Klaudią, która jest wiecznie niezadowolona bez powodu ale przestałam w ogóle z nią rozmawiać i zdecydowanie mniej się denerwuje. Punkt dla mnie. Jeśli by wierzyć Laurze to ściągnęłam na siebie ten cały stan przedbiałaczkowy właśnie dlatego, że za mocno się przejmowałam. Może świruje ale zaczynam w to wierzyć. Jesteśmy sami odpowiedzialni za to co nas spotyka. Czyli jeśli umieramy na raka to jest to nasza wina bo to na siebie ściągnęliśmy negatywnymi myślami. To dość kontrowersyjna część tego całego New Age. Widziałam półtoraroczne dziecko umierające na raka mózgu. I co ma do powiedzenia New Age? Niewiadomo. Opierając się na tym co czuje to czuje głównie, że jestem lepsza gdy wierzę w oczywistość iż lepsza jestem i że nie zasłużyłam na to, żeby ktoś mnie podpinał do kabla raz w tygodniu (nieważne jak bardzo seksowny jest E w kitlu!). Staram się nie złościć ale to moja najsłabsza strona. Zawsze byłam dość neurotyczna. Nie bardzo potrafię panować nad własnymi emocjami gdy przychodzi co do czego. Wole grać uśmiechniętą laleczkę albo skamieniałą sukę. W dodatku moja psycha dziwnie działa. Nie wiem czym to jest wywołane ale gdy ktoś zaczyna poznawać coś poza laleczką a suką zaczynam go nienawidzić. Nie mogę zrozumieć dlaczego. Może podświadomie boje się że stracę kontrolę i moja neurotyczność wówczas zaprowadzi mnie nad głęboką rzekę wraz z nogami w betonie. Nie mam żadnej wielkiej traumy aby móc zwalić winę. Mam ciotki, brata ciotecznego i siostrę cioteczną. Jako dziecko wierzyłam, że to moja rodzina i że mnie kocha ale oni robili kilka pustych teatralnych gestów aby następnie mnie ignorować. Pamiętam taką sytuację gdy miałam około 10 lat. Kasandra przyjechała do nas wraz z Michałem. Wyszłam na dworzec razem z Królową Śniegu i Laurą. Strasznie się cieszyłam. Dosłownie skakałam z radości. Pamiętam wyraz twarzy Kasandry gdy mnie zobaczyła. Był nijaki. Więcej emocji można znaleźć w ludziach, który kupują krzesła w Ikea. Nie uśmiechnęła się. Nie udawała, że mnie nie widzi. Widziała mnie. I patrzyła na mnie jak na to pierdolone krzesło z Ikea. Chyba wtedy zaczęłam coś rozumieć. Potrzebowałam jednak jeszcze 15 lat aby się z tym pogodzić. Oni mają mnie gdzieś. Denerwuje ich moja pewność siebie. Denerwuje ich, że jestem szczęśliwa. Kiedy byłam w drugiej a może trzeciej klasie podstawówki pisząc coś zrobiłam dwa błędy ortograficzne w jednym słowie. Zebrali się w czwórkę i się tym nasycali choć prawdopodobnie wiedzieli, że to słyszę w pokoju obok a ciotka Wanda później chyba z trzy raz pytała mnie jakie mam oceny w szkole. I jestem pewna, że tak jest do dzisiaj. Oni się karmią moimi porażkami chociaż bardziej by się najedli gdyby zajęli się sobą. To widać najwyraźniej w szczegółach. Wcale nie chodzi o czas czy zaangażowanie. Zwłaszcza, że najchętniej angażują się ci co nie mają nic więcej do roboty poza użalaniem się nad sobą. Oni myślą, że ja tego nie widzę ale ja widzę i wiem wszystko i dlatego są albumy na fb, które są widoczne dla 15 osób z 550 ponieważ E ma w lubię to LPO nie aktualizowane od dwóch lat chociaż jestem pewna, że nie ma pojęcia kim jest Lindsay Price ale dla zasady nie znajdę tam Kasandry. Oto szczegóły. Myślicie, że wasze puste gesty mnie oszukają ale ja wami manipuluje a wy nawet o tym nie wiecie. Dziwicie się dlaczego E i ja nie mamy narcystycznie wytapetowanej tablicy (czy może osi czasu xD) samymi sobą a ja się dziwie, że jesteście aż tak nie ogarnięci żeby się nie domyślić. Lubię was tak naprawdę. Serio. Jesteście fajni. Nie aż tak jak E czy ja sama w sobie ale fajni. Zanim jednak zrobicie sobie ze mnie plan b powinniście wreszcie zrozumieć, że u mnie jesteście 10 liter dalej. Ale lubię was. Nie wiem tylko dlaczego bo na to nie zasługujecie.
Na koniec kawałek mojego komixu.
Nathaniel Eric Hadley oraz Jeanne Samantha Callaghan.
Na koniec kawałek mojego komixu.
Nathaniel Eric Hadley oraz Jeanne Samantha Callaghan.

środa, 16 maja 2012
czwartek, 19 kwietnia 2012
PROSTE ZADANIE DO WYKONANIA
Nie jestem typem osoby, która chętnie staje oko w oko z rzeczywistością zwłaszcza gdy ta nie napawa zachwytem. Ja inaczej rozwiązuje swoje problemy. Stawiam ich diagnozę na podstawie tego co jest dla mnie dobre. Może filozofuje. Albo na pewno. Nie zgadzam się, z E ale nie miałam w sobie na tyle odwagi aby o tym powiedzieć głośno. Daj mi trochę czasu a ja naprawię się sama. Intuicja nie pozwala mi tam iść ale rozum każe mi słuchać E. Nie boje się. Poradzę sobie. Potraktuje to jak żart. Nie wiem co zrobię ale wyciągnę się z tego jakoś. Nie mam ochoty. Nie chce. Boje się. Musze o tym zapomnieć i zrobić to co trzeba. 80% tego to moja psycha, która sobie sama wkręca kłamstwa. Nie chodzi nawet o fakt, że od wczoraj boli mnie ta nerka. Chodzi bardziej o fakt, że robi mi się słabo, kiedy o tym myślę. Musze na chwile zapomnieć o strefie życzeń robić to co robić muszę bo inaczej utknę w tej strefie buntu i życzeń i nigdy nie będzie tak jak być powinno. To tylko nerka. Można żyć z jedną ostatecznie. Idę się umyć szybko, gaszę światło, kładę się, włączam Trawke na dvd (sezon 4), trzęsę się przez chwile, wycieram nos w chusteczkę higieniczna, mija kilkanaście minut i zasypiam. Rano się budzę i robię to co mogę. I wszystko jest okey. Jak zawsze.
poniedziałek, 16 kwietnia 2012
czwartek, 12 kwietnia 2012
A ZATEM...
Spotkanie w łazience i wspólne mycie zębów może skończyć się seksem. Naprawdę. Mnie dziś rano to spotkało. Uważajcie kogo spotykacie we własnym domu rano w łazience. I bawcie się dobrze. Jak ja. Nie wiem czy byłoby tak samo gdybym rano zeszła do kuchni. Jutro będę czuła straszną presje z tego powodu. Okazuje się, że to ważna decyzja.
Następne dni są bardzo optymistyczne. Lubię V, ona ciągle się śmieje czasem tylko i nie rozumiem co mówi ale też się śmieje bo to śmieszne jak ktoś się ciągle tak śmieje. Poza tym pozbywam się negatywnych emocji, musze wywalić trochę rzeczy na śmietnik. Oto lista. Moje ciotki. Wszystkie. Są okropne bardzo. Zakupoholizm. Bez zbędnego komentarza nawet. Poprosiłam dziewczyny, żeby mnie wspierały tzn. nakrzyczały/zbiły jeśli znowu będę chciała zacząć. I to jedyne moje problemy jakich się doszukałam względem Hay.
A teraz o mojej pewności siebie. Jestem od kilku dni pewna, że jakimś bliżej jeszcze nieokreślonym cudem zmienię pracę na dużo lepszą. Ta pewność rośnie. Lubię moje obecne życie. Nie mam mu nic do zarzucenia. Jestem pewna jednak, że lada chwila coś zmieni się na lepsze. Dużo lepsze.
Ostatni raz pokazuje co ostatnio nakupowałam. Długo bowiem nie będzie postów tego typu. Ewentualnie po 1-2 rzeczy ale najwcześniej w czerwcu. Jestem silna przecież!

Następne dni są bardzo optymistyczne. Lubię V, ona ciągle się śmieje czasem tylko i nie rozumiem co mówi ale też się śmieje bo to śmieszne jak ktoś się ciągle tak śmieje. Poza tym pozbywam się negatywnych emocji, musze wywalić trochę rzeczy na śmietnik. Oto lista. Moje ciotki. Wszystkie. Są okropne bardzo. Zakupoholizm. Bez zbędnego komentarza nawet. Poprosiłam dziewczyny, żeby mnie wspierały tzn. nakrzyczały/zbiły jeśli znowu będę chciała zacząć. I to jedyne moje problemy jakich się doszukałam względem Hay.
A teraz o mojej pewności siebie. Jestem od kilku dni pewna, że jakimś bliżej jeszcze nieokreślonym cudem zmienię pracę na dużo lepszą. Ta pewność rośnie. Lubię moje obecne życie. Nie mam mu nic do zarzucenia. Jestem pewna jednak, że lada chwila coś zmieni się na lepsze. Dużo lepsze.
Ostatni raz pokazuje co ostatnio nakupowałam. Długo bowiem nie będzie postów tego typu. Ewentualnie po 1-2 rzeczy ale najwcześniej w czerwcu. Jestem silna przecież!


poniedziałek, 26 marca 2012
STRZESZYNEK
Na ogół tego nie robie, ale postanowiłam sprzedać trochę swojej prywatności. Powód? Jestem w domu i tęsknie. Za czym? Zasadniczo najbardziej za tym co zawsze, ale ponieważ nie mogę spędzać z E 24/7 (plus byłoby to zbyt żałosne) więc przyjechałam zajrzeć do fundacji i swojego domu nr 1 (nr 2 to Winogrady a nr 3 to Podolany). Co postanowiłam pokazać? Nie E, nie mnie z E, nie Aleksa ani Królową Śniegu. To magiczne miejsce, które jest tłem ostatnimi czasy najszczęśliwszych chwil w moim życiu. Lubię tam chodzić nawet sama. I właśnie w minioną niedziele byłam tam sama. Na ogół jednak mam towarzystwo ;) Bardzo fajne towarzystwo! Zatem panie i panowie: oto Strzeszynek. (dla niewtajemniczonych ok. 5 minut linią 68/60/48 lub 20 pieszo)
Słynny pomost numer 2, preferujemy bardziej niż nr 1 gdyż nie ma barierek. Uwielbiam go pomimo iż zimą weszliśmy na lód, który lekko zaczął trzaskać i prawie miały miejsce sceny rodem z Titanica. Na szczęście latem to nam już nie grozi.




Nasza słynna ławka! Na drugim zdjęciu widok z ławki.


Boisko siatkówki. Na szczęście siatkówki bo gdyby to był tenis to miałabym przerąbane. Nie jestem fanką sportu i nigdy nie byłam, w podstawówce i w liceum trzymałam się jak najdalej przedmiotu zwanego wf. Jakakolwiek aktywność z mojej strony była olbrzymią łaską. A każdy kto zbyt mocno rzucił piłkę miał problemy. Poważne. W liceum byłam prawdziwą wiedźmą. Wracając jednak do siatkówki latem są mecze jakie się całkiem przyjemnie ogląda.

Wohooo! Warsztaty malarskie! Jak miło…

I na koniec wzorcowy plac zabaw. Dlaczego wzorcowy? Gdyż ogrodzony wysoką siatką! Niech inne place zabaw biorą z niego przykład. Jak się można domyślić ja i E nie lubimy bachorów. Ja nie lubię ich bardzo. (tak wiem, że wobec tego ¾ świata uważa, że E powinien mnie rzucić lub przynajmniej wymienić na coś normalniejszego ale cóż, wygląda na to, że on nie ma tego w planach więc życzę przyjemnego czekania!)

Wszystkie zdjęcia z blackberry bo nie chciało mi się taszczyć lustrzanki ze sobą! ;)
Słynny pomost numer 2, preferujemy bardziej niż nr 1 gdyż nie ma barierek. Uwielbiam go pomimo iż zimą weszliśmy na lód, który lekko zaczął trzaskać i prawie miały miejsce sceny rodem z Titanica. Na szczęście latem to nam już nie grozi.




Nasza słynna ławka! Na drugim zdjęciu widok z ławki.


Boisko siatkówki. Na szczęście siatkówki bo gdyby to był tenis to miałabym przerąbane. Nie jestem fanką sportu i nigdy nie byłam, w podstawówce i w liceum trzymałam się jak najdalej przedmiotu zwanego wf. Jakakolwiek aktywność z mojej strony była olbrzymią łaską. A każdy kto zbyt mocno rzucił piłkę miał problemy. Poważne. W liceum byłam prawdziwą wiedźmą. Wracając jednak do siatkówki latem są mecze jakie się całkiem przyjemnie ogląda.

Wohooo! Warsztaty malarskie! Jak miło…

I na koniec wzorcowy plac zabaw. Dlaczego wzorcowy? Gdyż ogrodzony wysoką siatką! Niech inne place zabaw biorą z niego przykład. Jak się można domyślić ja i E nie lubimy bachorów. Ja nie lubię ich bardzo. (tak wiem, że wobec tego ¾ świata uważa, że E powinien mnie rzucić lub przynajmniej wymienić na coś normalniejszego ale cóż, wygląda na to, że on nie ma tego w planach więc życzę przyjemnego czekania!)

Wszystkie zdjęcia z blackberry bo nie chciało mi się taszczyć lustrzanki ze sobą! ;)
środa, 14 marca 2012
POZYTYWNE MYŚLENIE

Dzisiaj był wyjątkowy dzień. Wyszłam z domu bez ray banów. Rany. Co za radość. Nikt nie uciekł. Nikt się nie gapił. Radość. Nie potrafię wyrazić nawet swojej wdzięczności mamie E za te dwa modele. Dokupiłam jednak trzeci. Już nawet powoli akceptowałam fakt, że będę je nosić do końca życia. Nawet w zimę. Na przemian z googlami może nawet. Albo jakbym została ślusarzem bądź tym takim człowiekiem co lutuje albo robi te dziury młotem w betonie to mogłabym w ogóle ograniczyć ich zdejmowanie. Ewentualnie mogłabym zostać Krzysztofem Rutkowskim. Albo nauczyć się chodzić z zamkniętymi oczami. Niewidomi przecież jakoś sobie radzą. Było wiele możliwości kariery. Wystarczy odrobinę kreatywności i fantazja. Duh!
Powinnam napisać o E bo przez ostatnie dni jak zwykle on pilnował żebym trzymała się całości. Lista rzeczy jakie powinnam mu wynagrodzić powoli robi się konkurencją dla książki telefonicznej a ja nawet nie mam niczego sensownego na swoje usprawiedliwienie. W głębi swojej popieprzonej duszy chciałabym sama przez to przejść. Bez E, bez A, bez Królowej Śniegu. Cokolwiek dalej miałby się stać. Sama. Jestem na siłach. Czuje, że jestem na siłach. Czemu nie możecie mi na to pozwolić?
Ja: Nie okłamujesz mnie?
A: Spytaj E.
Ja: Nie okłamujecie mnie razem?
A: Nawet balibyśmy się próbować, we dwóch nie jesteśmy w stanie rywalizować z twoim doświadczeniem.
Ok. Wierze wam. Przecież inaczej to nie miałoby sensu. Widziałam 125 m2. Na ostatnim piętrze. Na projekcie. Czuje się jakby ktoś rozsypał puzzle jakie przez tyle czasu tak starannie i systematycznie układałam. Jakby połowa się rozsypała. A ja je teraz zbieram trochę się bojąc czy nie zabraknie kilku elementów. Myśl druga jest inna. Ktoś wystawił mi rachunek. Otóż panno Nataszo otrzymała pani od nas stabilną sytuacje finansową od urodzenia, względnie normalnych rodziców, szafę drogich ciuchów, kilkoro całkiem sensownych przyjaciół, ideał rodzaju męskiego w drogim garniturze. I co sobie pani wyobrażała, że to wszystko będzie wiecznie trwało?
Niebawem pokaże nową torebkę Hilfigera, która jest po prostu moją nową miłością. Koszule w kratkę. Ubranko dla laptopa. Rajstopy. Buty baleriny na wiosnę. Grę Psp. I nie będę smęcić już!
środa, 22 lutego 2012
MOJA ZBRODNIA W AFEKCIE
Może to co teraz napisze będzie głupie. Może nawet ktoś się obrazi, ale ponieważ nie jestem pewna co robić po prostu powiem / napisze co czuje. Nie mam zamiaru nikogo obrażać, wszelkie konsekwencje nie są moją inicjatywą i nie zgadzam się na dźwiganie ich ewentualnego ciężaru. Czemu wszyscy poszaleli? E miesza trzy rodzaje antybiotyków po jakich ledwo kontaktuje, w międzyczasie rozmawia na przemian z J i M tym samym raz namawiając ich do godzenia się a po chwili do definitywnego końca, gdzieś w tyle pada imię na literę A, wielokrotnie, we wszystkich rosyjskich odmianach i czasach, ja siedzę obok, słucham ale mnie tam nie ma. Jestem jak postać z piątego planu. Nikt nie zauważy jeśli zniknę. L najpierw namawia mnie do parapsychologii aby później obarczyć mnie jej konsekwencjami. Jako gratis mamy swoistą "pewność" iż prawdopodobnie z braku zajęcia (!) prowadzę sabotaż. Domniemanie niewinności to ściema. Straciłam 7 lat na naukę o totalnej fikcji. Refleksja A jeszcze go nie natchnęła. Uroczo. M uważa, że musi mieć chłopaka. Choć nawet nie wiem co ma oznaczać "musi". Nieustanny casting trwa. Poszukiwany przystojny wysoki, szczupły brunet o ciemnych oczach. Najlepiej dziennikarz. A jeśli miałoby być idealnie to niech to będzie O. Przecież wiemy, że zasranej pierwszej miłości się nie zapomina i trzeba o nią walczyć. Bo potem przychodzi druga, równie posrana co pierwsza i widzimy coraz wyraźniej ile ten syf lansowany w tv, kinie, teatrze, książkach jest rzeczywiście warty a to dla nas zbyt trudne do ogarnięcia więc trzymajmy się tego syfu w jaki już wpadliśmy w nadziei, że dobre kłamstwo, kompleksowy zanik pamięci i czujność po wsze czasy nad popędem seksualnym naszego ideału tak zakamuflują rzeczywistość, że owa nigdy, nawet w piętnastym wcieleniu nie da rady do nas dotrzeć. Brawo. Jeśli natomiast rzeczywistość do nas dotarła jednak nie stawiajmy jej się w sposób racjonalny. J dajmy na to na dowód jej nieakceptacji postanowiła wypowiedzieć wojnę swojemu układowi trawiennemu. Jest to przecież sposób jaki zawsze rozwiązuje wszystkie problemy a przy okazji zaoszczędzimy na jedzeniu i będzie nam jebało z pyska jak ze śmietnika ale cóż zrobić jeśli naoglądało się nastolatek na wybiegach, ma się iq poniżej 70 i żadnego pomysłu na siebie. Trudno. Każdy buduje swoje szczęśliwe życie na bazie swoich możliwości. Jedni lubią udawać, że przystojny skurwysyn wcale nie jest łatwym skurwysynem, drudzy obarczają irracjonalną winą i pretensjami innych a trzeci zamiast zająć się swoją przyszłością wierzą, że to przyszłość zajmie się nimi jeśli schudną. Świetnie. Na deser moja ulubienica. R. Cudna dziewczyna. Już trzeci raz zaprasza mnie na tą samą imprezę i trzydziesty raz zaznacza abym czasem nie okazała się na tyle tępa aby przyjść sama. Przecież wcale nie chodzi o mnie. To jest główna myśl przewodnia tego wszystkiego. Jestem takim jebanym dodatkiem do was wszystkich. Zawsze do czegoś potrzebna w sumie. Byłoby pusto bez tego piątego planu. Samodzielnego i samowystarczalnego piątego planu. Nie trzeba się nim przejmować, owe tło zawsze rozwiązuje swoje problemy samo. Nie goni za patologicznym uzależnieniem od księcia z bajki, nie twierdzi że byłoby lepiej gdyby osoba X nie umarła a osoba Y nie istniała i konsekwentnie choć nie bez przeszkód dąży z punktu A do punktu B i dalej bo kilka lat temu podjęło decyzje, której być może wcale nie było na 100% pewne ale coś postanowiło i stara się teraz nad tym pracować zamiast czekać aż świat zdecyduje za nie lub zdarzy się cud. Jedyna osoba jaka zdaje się być przy zdrowych zmysłach to A. Zajęta pracą A. I chyba tu jest zasadniczo cała tajemnica. Bo choć to na pewno nie jest praca jej marzeń to się nią zajęła zamiast jęczeć, że to nie to przecież miała robić. A korzysta z tego co ma i całkiem dobrze na tym wychodzi, a z pewnością lepiej niż ja. Ona całkowicie olała wszelkie minusy, obecnie to chyba nawet o nich już nie pamięta bo zajęta jest korzystaniem z życia jakie ułożyła sobie samodzielnie i po swojemu olewając nawet swoich rodziców. I dobrze, że chociaż ona bo gdyby A dołączyła do tego chóru nie mam księcia z bajki, moja rodzina mnie nienawidzi, nie mam pracy i jestem gruba to nie wiem czy dałabym rade trzymać się pionu. Co właściwie można osiągnąć tak skupiając się na tym nie mam faceta, walczę z rodziną, nie mam pracy? No chyba, że to naprawdę działa a ja zwyczajnie się nie znam. Durna, rozpuszczona kretynka która nic nie rozumie. I wiem, że pewnie ktoś pomyśli, że to wszystko dlatego, że chce bądź uważam, że powinnam być w centrum wszechświata. Nie chce ani tak nie uważam. Jedyne co czuje tak naprawdę gdzieś w podświadomości, to że każdy bardzo łatwo wylewa swoje frustracje na mnie ale jednocześnie znikam gdzieś gdy świat zaczyna nabierać kolorów. Potem okazuje się, że nie ma dla mnie miejsca w tym nowym lepszym świecie. I boli mnie chyba najbardziej fakt, że to wszystko moja wina. Pozwalam na to. Słucham tego. Gadam o tym. Pisze o tym (o zgrozo nieśmiertelna!). Przejmuje się. Angażuje. Doradzam. Tłumacze. Wybaczam. Pełen kurwa serwis. W zamian nie biorę nic. Ani niczego nie chce. Niczego czego wy sami nie chcecie mi dać. I nie pamiętam żebym coś dostała. Poza E, który być może oberwał trochę rykoszetem. Ostatnią rzeczą jakiej teraz chce to kogoś krzywdzić. A już najmniej E, któremu chyba zazdroszczę charakteru. Jest jak skała. Wszystko zniesie a potem robi kakao, włącza coś tak głupiego jak wimbledon czy klątwa skorpiona, obejmuje, całuje i śmiesznie rusza brwiami żartując. Przeszkody niszczy nawet jeśli ma zawalić rok albo zjeść kilka rodzajów antybiotyków na raz. I jeśli spytasz go dlaczego? Powie, że lubi wyzwania bo ciekawiej jest gdy się nie wie co się zdarzy. I być może oto recepta? Być może nie powinniśmy się tak bać. Być może to wszystko iluzje problemów aby było ciekawiej? Albo E ma poważnie zrytą psyche... ;) ;D
czwartek, 5 stycznia 2012
WITAJ 2012! :)
Przede wszystkim chciałabym zaznaczyć, iż jeszcze nigdy w życiu wcześniej nie miałam tak pozytywnego nastawienia do żadnego z minionych dat rocznych. 2012 brzmi dla mnie absolutnie idealnie. Jest perfekcją samą w sobie. I nie wyobrażam sobie aby jakikolwiek rok następny mógł dorównać perfekcją tak już na samym starcie. Sylwester był bardzo udany aczkolwiek raczej spokojny. Być może dlatego, że miałam mały wypadek i od dwóch tygodni w związku z tym jestem na prochach ;D co jednak nie należy przypisywać mojemu nastawieniu do 2012. Myślę, że większość przyznałaby mi racje. Nie da się negować ideału 2012, tak samo jak nie da się negować ideału Karlie Kloss. Amen.
Dlatego to co teraz opisze jest co najmniej niezrozumiałe. Dziś bowiem był 5 stycznia 2012. Premiera nowego Holmesa. Oraz Kota w butach. Ja i mój tata kochamy Holmesa. Byliśmy razem na nim w 2009. Zdecydowanie jeden z najlepszych filmów jaki oglądaliśmy (poza filmami z Grace zdaniem A.!). A i E pojechali do Wawy wcześniej niż ja z powodu poziomu melatoniny w moim organizmie, który domagał się bezwzględnie zużycia. A zabrał E do szpitala właściwie w bliżej nie znanych mi celach. Może, żeby E nie zapomniał jak szpital wygląda? Nie pytałam. Spokojnie wraz z Cobenem czekałam na autobus do miasta. Zbyt spokojnie gdyż wraz z Cobenem nie zauważyłam, iż owy autobus wypadł. Kiedy zorientowałam się w sytuacji było bardzo trudno podjąć właściwą decyzje i wahałam się pomiędzy a) zadzwonić po taksówkę, która zapewne zjawiłaby się nie wcześniej niż za 20 min b) poczekać 10-15 min do następnego 700 c) poprosić kogoś ze znanych sąsiadów o pilną podwózkę (widziałam, że dużo znanych mi osób jakie kręciły się w okolicach swoich domów). Oczywiście rezygnacji z Holmesa w ogóle nie brałam pod uwagę. Perspektywa, że A i E mogliby pójść beze mnie była tak oburzająca sama w sobie, że aż mobilizująca do działania. Na szczęście przyjechało 700. Zdążyłam na ostatnią chwile. Potem było jednak znacznie gorzej. Prawie wpadłam pod tramwaj. Zatrzymał się 30-40 cm przede mną a A i E zaniemówili i zbledli jednocześnie. Durna panienka w kasie zamiast 3 sprzedała nam 6 biletów i w dodatku nie na Holmesa tylko na Misssion Impossible (Katie? Tak. Tom? Niekoniecznie.). Oburzeni zrobiliśmy awanturę. Dwa razy. Raz z powodu biletów a dwa gdy zrozumieliśmy, że siedzimy nie w tej sali (reklama Holmesa przed Holmesem powinna od razu dać nam do myślenia ale w ciemności ciężko przeczytać co do cholery jasnej jest wydrukowane na tych przeklętych biletach!). Zdążyliśmy jednak się odnaleźć w sytuacji dokładnie wraz z początkiem Holmesa. Tylko ja zgubiłam w ciemnościach poprzedniej sali (nr 3 w Galerii Mokotów!) 5 zł. Znalazca proszony o zwrot! Holmes był niesamowity. Tylko czy Irene naprawdę nie żyje? Tak na poważnie? Trwale? Nieodwołalnie? I ta rezydencja z wodospadem! I Noomi jednak lepsza niż Virginie Ledoyen choć jej kibicowałam gdy wybierali Sim. Ogólnie cudo.
I oto mój prezent od A. Był przeceniony o 30% :)

A to reszta nabytków świątecznych i noworocznych:

W tajemnicy zaczęłam oglądać Magde M. Oficjalnie się do tego nie przyznam. Nie mam mowy! I podejrzewam E, że on też już oglądał! Ekspres to prezent od również od A. Teraz moje życie jest lepsze! Skrzynia w lewym roku to prezent od V i jest to odtwarzacz cd. Ray Bany to prezent od mamy E która chyba ma zniżkę w Ray Banie (!!!). Nieważne. Są boskie. Przydadzą się. 10 sezon Simpsonów, Woody Allen oraz budząca skrajne emocje Melancholia na dvd. Aby moja kolekcja była pełna! Mam też dużo nowych ciuchów, tak dużo, że nawet wymienić chyba nie potrafię. Dlatego koniec z ciuchami chwilowo. Teraz wracam do nałogu kupowania bielizny! :)
Nie miałam i nie mam postanowień noworocznych ponieważ doszłam do wniosku, że wszystko na czym mi zależy i co kocham już mam i chyba nie mogłabym być szczęśliwsza niż obecnie.
Wracając jednak do 2012. Kocham Cię 2012! Uważam, że jesteś boski sam w sobie. Jestem dobrą i fajną dziewczyną, kupiłam kilka misi w słynnej akcji Kup Misia i daj osobie jaką kochasz! Proszę Cię z całej swojej duszy odwzajemnij moją miłość. :)
Dlatego to co teraz opisze jest co najmniej niezrozumiałe. Dziś bowiem był 5 stycznia 2012. Premiera nowego Holmesa. Oraz Kota w butach. Ja i mój tata kochamy Holmesa. Byliśmy razem na nim w 2009. Zdecydowanie jeden z najlepszych filmów jaki oglądaliśmy (poza filmami z Grace zdaniem A.!). A i E pojechali do Wawy wcześniej niż ja z powodu poziomu melatoniny w moim organizmie, który domagał się bezwzględnie zużycia. A zabrał E do szpitala właściwie w bliżej nie znanych mi celach. Może, żeby E nie zapomniał jak szpital wygląda? Nie pytałam. Spokojnie wraz z Cobenem czekałam na autobus do miasta. Zbyt spokojnie gdyż wraz z Cobenem nie zauważyłam, iż owy autobus wypadł. Kiedy zorientowałam się w sytuacji było bardzo trudno podjąć właściwą decyzje i wahałam się pomiędzy a) zadzwonić po taksówkę, która zapewne zjawiłaby się nie wcześniej niż za 20 min b) poczekać 10-15 min do następnego 700 c) poprosić kogoś ze znanych sąsiadów o pilną podwózkę (widziałam, że dużo znanych mi osób jakie kręciły się w okolicach swoich domów). Oczywiście rezygnacji z Holmesa w ogóle nie brałam pod uwagę. Perspektywa, że A i E mogliby pójść beze mnie była tak oburzająca sama w sobie, że aż mobilizująca do działania. Na szczęście przyjechało 700. Zdążyłam na ostatnią chwile. Potem było jednak znacznie gorzej. Prawie wpadłam pod tramwaj. Zatrzymał się 30-40 cm przede mną a A i E zaniemówili i zbledli jednocześnie. Durna panienka w kasie zamiast 3 sprzedała nam 6 biletów i w dodatku nie na Holmesa tylko na Misssion Impossible (Katie? Tak. Tom? Niekoniecznie.). Oburzeni zrobiliśmy awanturę. Dwa razy. Raz z powodu biletów a dwa gdy zrozumieliśmy, że siedzimy nie w tej sali (reklama Holmesa przed Holmesem powinna od razu dać nam do myślenia ale w ciemności ciężko przeczytać co do cholery jasnej jest wydrukowane na tych przeklętych biletach!). Zdążyliśmy jednak się odnaleźć w sytuacji dokładnie wraz z początkiem Holmesa. Tylko ja zgubiłam w ciemnościach poprzedniej sali (nr 3 w Galerii Mokotów!) 5 zł. Znalazca proszony o zwrot! Holmes był niesamowity. Tylko czy Irene naprawdę nie żyje? Tak na poważnie? Trwale? Nieodwołalnie? I ta rezydencja z wodospadem! I Noomi jednak lepsza niż Virginie Ledoyen choć jej kibicowałam gdy wybierali Sim. Ogólnie cudo.
I oto mój prezent od A. Był przeceniony o 30% :)

A to reszta nabytków świątecznych i noworocznych:

W tajemnicy zaczęłam oglądać Magde M. Oficjalnie się do tego nie przyznam. Nie mam mowy! I podejrzewam E, że on też już oglądał! Ekspres to prezent od również od A. Teraz moje życie jest lepsze! Skrzynia w lewym roku to prezent od V i jest to odtwarzacz cd. Ray Bany to prezent od mamy E która chyba ma zniżkę w Ray Banie (!!!). Nieważne. Są boskie. Przydadzą się. 10 sezon Simpsonów, Woody Allen oraz budząca skrajne emocje Melancholia na dvd. Aby moja kolekcja była pełna! Mam też dużo nowych ciuchów, tak dużo, że nawet wymienić chyba nie potrafię. Dlatego koniec z ciuchami chwilowo. Teraz wracam do nałogu kupowania bielizny! :)
Nie miałam i nie mam postanowień noworocznych ponieważ doszłam do wniosku, że wszystko na czym mi zależy i co kocham już mam i chyba nie mogłabym być szczęśliwsza niż obecnie.
Wracając jednak do 2012. Kocham Cię 2012! Uważam, że jesteś boski sam w sobie. Jestem dobrą i fajną dziewczyną, kupiłam kilka misi w słynnej akcji Kup Misia i daj osobie jaką kochasz! Proszę Cię z całej swojej duszy odwzajemnij moją miłość. :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)